8 książek mojego życia (2/2)




Niedawno przeprowadzano badania na temat wpływu smutnej muzyki na osoby chorujące na depresję.

Myślicie, że ich przygnębiała? Wręcz przeciwnie, czuły się pocieszone, że ktoś jeszcze na świecie czuje dokładnie to, co oni. Ta świadomość wsparcia sprawia cuda. Nie mam książki, która wywróciłaby mi życie do góry nogami, ale są takie, które wspierały mnie, gdy było mi źle na duszy.

W zeszłym tygodniu zaczęłam listę ośmiu najważniejszych książek mojego życia – dzisiaj pierwsze cztery miejsca.


4. Sylvia Plath – Ariel

Nie czytam poezji, nie lubię poezji, nie znam się na poezji, a mimo to wstawiam tomik wierszy tuż pod samym podium. Brawo, Kamila, dobra robota.

Nie na darmo Sylvia Plath jest nazywana Matką Boską Depresyjnych Nastolatek (przez nikogo oprócz mnie, prawdopodobnie). Plath była prototypem emo w czasach, gdy nikt jeszcze nie słyszał o skośnych grzywkach farbowanych na zielono. Pierwsza Alternatywka i Królowa Samobójców.

Plath przeprowadziła na sobie trzy próby samobójcze (ostatnią, w wieku lat trzydziestu, z sukcesem). W przerwach od umierania pisała o umieraniu (a to niespodzianka), a że dziewczyna była niegłupia – Amerykanka, która dostała się do Cambridge na stypendium – to i jej utwory zwalają z nóg. Spojrzenie Plath na śmierć jest, nawet po tylu latach, nowe, świeże, brutalnie mocne i szczegółowe, trafiające nie tylko do nastoletnich alternatywek, ale też do każdego, komu bywało w życiu ciężko.

A komu z nas nie bywało?

Twórczość Plath, choć zupełnie różnej ode mnie charakterem, jest dla mnie od lat inspiracją. Alternatywna wersja Sylvii została bohaterką w moim opowiadaniu „Artyście śmierć się wybacza”, które ma wyjść w tym roku w magazynie Nowa Fantastyka.

A tutaj możecie rzucić okiem na „Kobietę Łazarz” – polecam, umieranie na oczach nazistów i dramatyczne wracanie do życia zawsze na propsie, a to co ta kobieta wyczynia ze słowami - to przechodzi moje pojęcie.



3. Zabić drozda – Harper Lee

No, to jak już odechce wam się żyć na amen, to trzeba sięgnąć po książkę, która przywraca chęć do życia i wiarę w ludzkość. I tu na scenę wchodzi Atticus Lincoln, pierwszy ojciec literatury, doskonałość zamknięta w ludzkiej formie.

„Zabić drozda” jest jak sznurek koralików, które, choć ładne w pojedynkę, po nawinięciu na nitkę zaczynają naprawdę błyszczeć. Każda scena niesie w sobie przesłanie, a splecione razem tworzą imponujący widok. Lee pokazuje nam brzydki i niesprawiedliwy świat (i choć dotyka przede wszystkim problem rasizmu, to polski czytelnik odczyta tę brzydotę i niesprawiedliwość w swoim własnym kontekście), a następnie daje do ręki instruktaż, jak ze złem tego świata walczyć.

No bo trzeba, wiecie. Trzeba być dobrym, a z takim ojcem jak Atticus wydaje się to nawet proste.


2. Gift of Wings – Mary Rubio

Biografia. Tak, w spisie książek życia umieszczam biografię. Jeśli przy zbiorze wierszy nie przewróciliście oczami, teraz już to zrobicie. Kto normalny umieszcza biografię w spisie ukochanych książek?

Gift of Wings przybyło do mnie z odległych, amerykańskich internetów, zamówione za całe sto złotych (cóż to był za majątek dla szesnastolatki!). Jest to biografia Lucy Maud Montgomery (wiem, wiem, jesteście w szoku – zostańcie ze mną), wysnuta z jej dzienników, opinii znajomych i niszcząca obrazek, jaki wykreowała sama pisarka, której się zdarzało subtelnie naginać prawdę.

Gdy po raz pierwszy usiadłam do jej czytania, rozumiałam tak na oko co drugą stronę. Przy kolejnej lekturze co drugi akapit. Z czasem doszłam do co drugiego zdania, słowa – a w zeszłe wakacje czytałam ją tak samo, jakbym czytała książkę po polsku. To Gift of Wings zawdzięczam progres w nauce angielskiego, który jest miłością mojego życia – bo stało się dla mnie wieloletnią motywacją, by uczyć się jeszcze trochę, trochę więcej.

Gift of Wings zapewniło mi coś jeszcze – motywację do pisania. Niewielu pisarzy odnosi sukces za pierwszym podejściem (choć, co zabawne, w moim spisie pojawia się aż trzech autorów, którzy swoją pierwszą i jedyną książką odnieśli ogromny sukces) (jeślibyście się zastanawiali, to nie uznaję istnienia Idź, postaw wartownika), a dla wielu z nas pisanie jest pasją, która dopiero po latach zaczyna przynosić efekty. Montgomery pisała od dziecka, w czasie nauki wstawała o piątej rano w przeraźliwie zimnym domu, w czasie pracy – skrobała teksty po linijce między odbieraniem telefonów. A jednak jej pierwsza książka ukazała się, gdy kobieta skończyła trzydzieści sześć lat.

Także wiecie, kochani koledzy-pisarze. Do roboty, bo za darmo to tylko wpierdol.



1. Buszujący w zbożu – J. D. Salinger

Mój król i nie mógł być żaden inny.

Ja tę książkę molestowałam tyle razy, że recytuję jej kawałki z pamięci. Po „Buszującego w zbożu” sięgam za każdym razem, gdy buntuję się przeciwko żałosności tego świata, jego niesprawiedliwości, przeciwko podłym ludziom i wszystkiemu temu, na co nie mam wpływu.

Sięgam po nią, gdy rozsadza mnie złość, bo wiem, że Holden zrozumie. Bo on też ma ich wszystkich dość, żałosnych pozerów, zakłamanych dorosłych i swojej bezsilności. A że ja się buntuję tak samo, gdy mam szesnaście lat, dwadzieścia i dwadzieścia pięć, to książka wciąż rezonuje ze mną tak samo. Nie wykluczam, że z czasem będę się buntować trochę mniej, bo podobno na starość konformizm szybciej krąży w żyłach.

No i Salinger napisał tę książkę tak, że zgrzytam zębami z zazdrości za każdym razem, gdy ją czytam. Oj, udała się chłopakowi.



Honorowe wzmianki za najlepsze książki ubiegłego roku dostają Horyzont Małeckiego i Czarne słońce Żulczyka, bo jedną i drugą rozkoszowałam się wręcz nieprzyzwoicie. Nie mogę się już doczekać, aż je trochę zapomnę, by móc po nie sięgnąć ponownie, tym razem bez gnania na łeb na szyję, by dowiedzieć się, co będzie dalej.

A jaka książka zmieniła wasze życie? Czekam na wasze odpowiedzi!



6 komentarzy:

  1. Nie znam żadnej z tych książek, ale mam w planach poznać Zabić drozda. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy miałam depresję, lubiłam słuchać smutnych nut, bo sprawiały, że jakoś udawało mi się utrzymać poziom, rozumiesz – nie spaść niżej. W tamtych czasach muzyka odgrywała rolę terapeuty. Książki też, dlatego nad doborem tytułów myślałam trochę dłużej. Jednak nie wybierałam książek obyczajowych, których historia miała wesprzeć na duchu. Wolałam fantastykę, która powodowała wyrwanie się z realizmu cierpień i nieradzenia sobie.

    Nie lubię czytać poezji, ale za to sama dużo piszę wierszy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zabić Drozda mam w planach :-) Tymczasem taką samą milościa jak Ty darzę Buszującego w zbożu - rewelacyjna pozycja, która pokochałam od pierwszego przeczytania :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. I znów - zupełnie nie moje książki, nie czytałam ich. ALe kiedyś może się skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To bardzo ciekawe, że smutna muzyka pociesza ludzi...

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż mi ciarki przeszły, gdy zobaczyłam pierwsze miejsce i mam ochotę przeczytać jeszcze raz, tym razem w oryginale...

    "Don't ever tell anybody anything. If you do, you start missing everybody" zawsze pozostanie moim ulubionym cytatem..

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

zBLOGowani.pl