Kiedy wracam do Polski?

 


 W zeszłym roku wyjechałam do Australii na trzy miesiące, z zamiarem spłukania się z pieniędzy zarobionych na Ibizie. Po Australii miałam grzecznie wrócić do Polski i zacząć Dorosłe Życie.

 

To było dziewięć miesięcy temu, a ja jak na złość wciąż nie mogę się spłukać. 

 

Co u mnie? 


Po smutnej utracie komputera w połowie lipca, która położyła kres moim podróżniczym opowieściom, poszłam na przymusowy urlop od pisania. W drugiej połowie lipca zresztą nie wydarzyło się wiele - maleńkie zakochanie, odrobina dramy, kwitnąca przyjaźń i parę obłędnych widoków, których nie zapomnę nigdy. 


Po Queenstown, w którym spędziłyśmy kilka dni z dwójką kumpli (szalenie miło poznawać chłopaków, którzy mogą wyjść na kawę dla przyjemności, a nie z nadziei na przelecenie), resztę podróży spędziłyśmy we dwie z Jettie. I o dziwo dogadywałyśmy się doskonale, mimo że przed miesiąc nie rozstawałyśmy się nawet na chwilę. 

 

No, pomijając łazienkę. 

 

Może dlatego prysznice Jettie zawsze tyle trwały? 

 

Ci z was, którzy obserwują mój instagram, doskonale wiedzą, ile piękna nałapałyśmy przez ten miesiąc. Wystarczająco, by nasycić się na lata. 

 

Jak mówi Jettie, po Nowej Zelandii można już sobie odpuścić zwiedzanie reszty świata. Już nic więcej nie trzeba. 

 

Sierpień na pełen etat 


W sierpniu mój prywatny, randkowy challenge przerwał gwałtownie kolejny lockdown, a ja nie mogę uwierzyć, jakie szczęście miałyśmy, że zdecydowałyśmy się podróżować w lipcu, prawdopodobnie najgorszym miesiącu na podróżowanie. Bo gdyby nie lipiec, to być może nie zobaczyłybyśmy południowej wyspy wcale. 

 

W dniu ogłoszenia lockdownu w Nowej Zelandii mieliśmy jedną rodzinę, 4 przypadki zakażenia koronawirusem (w społeczeństwie, bo co jakiś czas odnajdywano coś u wracających z zagranicy Kiwusów przebywających w kwarantannowym hotelu). W tej chwili, trzy tygodnie później, przypadków jest ponad sto i wszyscy mają powoli dość. 

 

Lockdown oznacza także zamknięcie szkół, a dla mnie oznaczał wskoczenie w buty pełnoetatowca. Odtąd codziennie 9-5 wskakuję w marynarkę i szpilki, jak przystało na dorosłego czło... 

 

Żartuję. 

 

Jestem nianią i nadal noszę się w klasycznym kamcinym stylu, a więc na bezdomnego jednorożca. Moje dni wypełnia tańczenie do “Pieski małe dwa”, skakanie na trampolinie i chodzenie ze związanymi nadgarstkami (moja podopieczna ma przed sobą świetlaną karierę jako dominatrix). 


Pełen etat podoba mi się mniej więcej tak jak za każdym poprzednim razem, a więc jest tolerowany jako etap przed kolejną podróżą. Jak zwykle czuję, że marnuję czas (czuję to zawsze, gdy nie piszę i nie podróżuję), ale po raz kolejny trafiłam na cudowną rodzinę i dobre miejsce do życia.


O ile poprzedni lockdown spędziłam bardzo spokojnie, kończąc nową książkę i biorąc udział w konkursach literackich, o tyle tym razem południowa wyspa rozbudziła mój apetyt na przygodę.  

 

Co dalej? 


Pracę na pełen etat kończę we wrześniu, po dwóch miesiącach, bo ile można pozwalać, żeby robota cię zabijała, prawda? 

 

Również wtedy wygasa moja wiza. Podjęłam już decyzję, że będę aplikować o nową, pozwalającą mi zostać w Nowej Zelandii kolejne pół roku. Koszmarne pieniądze i długo się zastanawiałam, po kij ja się w to w ogóle pcham. A wtedy możliwe, że otworzą już granice Australii i będę mogła skorzystać z wizy work and holiday, którą wyrobiłam sobie jeszcze w marcu.


Jeśli uda mi się zostać, spędzę początek października z Jettie w podróży, a potem... Co będzie potem? 

 

No właśnie, co będzie potem? 


:D 




8 komentarzy:

  1. Skoro takie życie ci odpowiada i daje radość, to po co pchać się w normalne, dorosłe? :) niewielu ma tyle odwagi, co ty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, te normalne też kusi, wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma :D Dzięki!

      Usuń
  2. Podziwiam Cie, serio :o Ogólnie zastanawiałam się, czemu nie piszesz nic, ale teraz już wiem :) Życzę powodzenia i tak jak pisze Klaudia: po co pchać się w normalne życie :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że nie piszę, staram się, ale wychodzi tragicznie XD Jeśli masz instagram, to tam jestem dużo częściej :)

      Usuń
  3. Rób to, co Ci intuicja podpowiada. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  4. To pierwsze zdjęcie – okoliczności są po prostu perfekcyjne. Z takich miejsc nie chce się wracać. :)
    Szkoda, że tu też nie wrzucasz większej liczby zdjęć. Nie mam instagrama.
    Podróżowanie wchodzi w krew. Powodzenia. :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

zBLOGowani.pl