W młodości L.M.Montgomery
widziała, jak jej ukochana wyspa wyludnia się – każdy ambitniejszy chłopak i
dziewczyna wyjeżdżali na kontynent bądź do Stanów. Przelewając obrazy z
dzieciństwa na strony jej książek – na czele z Anią z Zielonego Wzgórza – Maud udało
się wciągnąć Wyspę Księcia Edwarda na literacką mapę świata. Ostatecznie, to właśnie jej
historie uratowały wyspę: obecnie większość jej mieszkańców żyje z turystyki. Ale Wyspa to nie tylko Zielone Wzgórze, a także zapierająca dech w piersiach natura, cudowni ludzie i wiele magicznych zakątków, o czym zaraz wam opowiem.
Tym, którzy są na blogu po raz pierwszy, polecam poprzednie wpisy z serii: Autostopem przez Kanadę i Wizyta na Zielonym Wzgórzu.
Tym, którzy są na blogu po raz pierwszy, polecam poprzednie wpisy z serii: Autostopem przez Kanadę i Wizyta na Zielonym Wzgórzu.
Park Narodowy Wyspy
Księcia Edwarda
Został założony na krótko
przed śmiercią pisarki, której książki były wielką motywacją dla jego utworzenia.
Dzięki temu, bardzo trzeźwemu podejściu ówcześnie rządzących każdy, kto dzisiaj
spaceruje w tej części wyspy może zobaczyć dokładnie to samo, co mała Maud
widywała w dzieciństwie i co później duża Maud, siedząc w kuchni, jedynym
ogrzewanym pomieszczeniu w domu dziadków, opisywała w bajkowym Avonlea.
Tak jak już wspominałam,
komunikacji publicznej na Wyspie zasadniczo nie ma: z wyłączeniem busa łączącego
główne miasto, Charlottetown z Zielonym Wzgórzem. Sprawdziłyśmy, odkryłyśmy, że
bus w jedną stronę kosztuje dwadzieścia dolarów i poszłyśmy łapać stopa.
W podróżowaniu po wyspie miałyśmy
szczęście pierwszego dnia, drugiego dnia też miałyśmy szczęście, i dopiero
trzeciego dnia… żartuję, też miałyśmy szczęście.
Ruch w okolicy był taki, że zdjęcie na środku ulicy nie stanowiło żadnego problemu. W ciągu pół godziny minęły nas trzy samochody. |
Słońce nie zaszczyciło nas swoją obecnością, ale mogę uwierzyć, że przy ładnej pogodzie te klify rzeczywiście są czerwone :) |
Pokazali nam North
Rustico. To tutaj – wskazali na pewien budynek – pewnemu mężczyźnie zmarł syn i
od tamtej pory w czasie świąt obwieszał swój dom lampkami tak, by jego syn
widział go z nieba. W jego ślady poszła cała wioska i od tamtej pory jest
najjaśniejszym punktem wyspy w grudniu. My, pasażerki, zrobiłyśmy głośne „oooch”,
a nasz kierowca kręcił głową, mówiąc, że to wygląda jak kiermasz kiczu i
tandety. Poza tym pokazali nam posąg rybaka, który mieszkańcy ufundowali po
tym, jak rok temu mężczyzna zmarł.
Srebrny Gaj – wizyta w Park
Corner
W Park Corner mieszkała ukochana ciocia Maud - Annie Campbell i kuzynostwo, z którymi była
blisko przez całe życie. Frede, najmłodsza z rodzeństwa, była jej prawdziwą
bratnią duszą, ale i z pozostałą dwójką Maud była blisko. To tutaj dziewczynka
mogła odtajać po rygorze domu w Cavendish i rozkwitać w kochającej atmosferze.
W kuchni Park Corner stała „błękitna skrzynia Elizy Montgomery”, którą polscy
czytelnicy będą kojarzyć z Historynki, gdzie Rachela Ward, po złamanych zaręczynach, schowała wszystkie
podarunki ślubne do niebieskiej skrzyni i wyjechała. Tajemnicza zawartość przez lata pobudzała wyobraźnie najpierw Maud i jej kuzynów, a potem przyjaciół Historynki - i jej czytelników.
Obecnie Park Corner
funkcjonuje jako muzeum Montgomery i nadal jest w rękach rodziny Campbellów. W czasie
mojej wizyty poznałam Pam Campbell, która chętnie opowiadała o okolicy – przyznam
szczerze, że połączenie zmęczenia i zachwytu praktycznie odebrało mi mowę i z całej
rozmowy pamiętam tylko, że przytakiwałam i uśmiechałam się, i nie zadałam żadnego z tysiąca pytań, które miałam w głowie.
Kolejny polski akcent :) |
Po śmierci babci Maud
Montgomery spakowała wszystko, co miała i wezwała narzeczonego, z którym była sekretnie
zaręczona od kilku lat do Park Corner. To tu, w saloniku, wzięła ślub. Nie robiłam zbyt wielu zdjęć, bo nie planowałam jeszcze wtedy żadnego bloga, a też samo doświadczenie przeżywałam tak, że zdjęcia nie były mi w głowie.
A wiecie, co było
fajnego w tym saloniku?
Pokój, w którym nocowała Maud w czasie swoich wizyt w Park Corner. |
GABLOTKA.
By odświeżyć nam pamięć,
przytoczę fragment Ani z Zielonego Wzgórza (w tłum. Rozalii Bernsteinowej):
Pani
Thomas, u której mieszkałam, miała w swoim bawialnym pokoju oszkloną
biblioteczkę, ale bez książek. Pani Thomas przechowywała w niej swą najdroższą
porcelanę i słoiki z konfiturami, o ile je miała naturalnie. Jedne drzwi miały
stłuczoną szybę. Pan Thomas wybił ją którejś nocy, gdy wrócił do domu pijany.
Ale jedna szyba pozostała cała i przeglądając się w niej wyobraziłam sobie, że
z tamtej strony w szafie znajduje się dziewczynka, moja rówieśnica. Nazwałam to
moje odbicie Katie i przyjaźniłyśmy się bardzo, bardzo. Potrafiłam rozmawiać z
nią całymi godzinami, szczególnie w niedzielę. Zwierzałam się jej ze
wszystkiego. Katie była moją jedyną pociechą i radością! Wyobrażałam sobie, że
szafa jest zaczarowana i gdybym tylko potrafiła wymówić odpowiednie zaklęcie,
mogłabym ją otworzyć i wejść do pokoju, gdzie jest Katie, a nie półki z
porcelaną i konfiturami. Wtedy Katie wzięłaby mnie za rękę i zaprowadziła w
cudowne miejsce pełne kwiatów, słońca i elfów, gdzie byśmy żyły w wiecznym
szczęściu.
Katie Maurice była fantazją z dzieciństwa
Montgomery, a gablotka, w której ją spotykała, została przewieziona do Park
Corner. Sprawdziłam szybkę ze wszystkich stron, ale niestety nie zobaczyłam się
z Katie – kto wie, może wam się uda?
W salonie były dwie gablotki, zrobiłam zdjęcie nie tej, co trzeba. W tej gablotce ukazała mi się jedynie jakąś rozczochrana panna w różowym. Może następnym razem. |
A tu dla porównania fragment Alpejskiej Ścieżki, autobiografii L.M.Montgomery (tłumaczenie stąd)
W
naszym dziennym pokoju od zawsze stał wielki regał, w którym przechowywana była
porcelana. Na każdym ze skrzydeł znajdowały się długie, owalne szyby,
niewyraźnie odbijające wnętrze pokoju. Gdy byłam naprawdę bardzo mała, każde z
tych odbić w przeszklonych drzwiczkach było „prawdziwą postacią” w mojej
wyobraźni. Postacią z lewego skrzydła była Katie Maurice, z prawego – Lucy
Gray. (...) W miarę, jak działałam coraz bardziej świadomie, Katie Maurice i
Lucy Gray żyły w jasnym pokoju za regałem. Katie Maurice była małą dziewczynką,
jak ja – i kochałam ją z całego serca. Mogłam stać przed tymi drzwiami
godzinami i paplać z Katie, zwierzając się jej ze wszystkiego i wysłuchując jej
zwierzeń.
A tu już prawdziwa gablotka dzięki uprzejmości Bernadety z www.kierunekavonlea.blogspot.com - dziękuję |
Zabrała nas na Cousins Beach, a potem jeszcze pod latarnię, pod którą
oświadczył się jej mąż… i pod którą ona kilka lat później powiedziała mu, że
spodziewa się dziecka.
Cape Tryon - miejsce, gdzie znajdowała się latarnia kapitana Jima (Wymarzony dom Ani) |
Co prawda Mary nigdy nie bierze autostopowiczów, ale
pokazała nam jeszcze Yankee Hill – historię, którą pamiętałam z
pamiętników Montgomery. Tu, w czasie sztormu dwieście lat temu rozbiło się wiele statków. Większość topielców została pochowana na wzgórzu, ale pewien Amerykanin postanowił przywieźć ciała trzech synów do domu - gdy załadował ich na statek, jednak ocean zbuntował
się i zatopił ich po raz kolejny.
Pół godziny później w Park
Corner zobaczyłam na ścianie zdjęcie Yankee Hill z czasów, gdy mieszkała tam
Maud i poczułam, jakby w pokoju aż ciasno się zrobiło od duchów towarzyszących
mi w tej wycieczce.
A gdy wyszłyśmy z Park
Corner Mary czekała na nas na parkingu. Stwierdziła, że bała się, co to z nami
będzie. Tylko pamiętajcie, Mary nigdy nie bierze autostopowiczów!
Yankee Hill, czyli Wzgórze Jankesów. |
Podsumowanie
Wpis niebezpiecznie się
rozrasta, a ja wciąż jeszcze mam wam do opowiedzenia historię o tym, jak zostałyśmy
zupełnym przypadkiem zaproszone na herbatkę do Amiszów, jak łapałyśmy stopa w
deszczu na zachód wyspy… i o tym, jak pewna misjonarka – dwudziestolatka,
obecnie pracująca jako mechanik – zabrała nad do New London, domu, w którym
Maud spędziła pierwsze dwa lata życia. Klikajcie „obserwuj” by nie przegapić
następnej części :)
Za korektę merytoryczną wpisu dziękuję Bernadecie z bloga www.kierunekavonlea.blogspot.com, gdzie odsyłam wszystkich fanów Ani :)
WOW! Fajne miejsca, nawet nie wiedziałam że Ania miała tak dużo z realnego świata w sobie :) Moja ulubiona seria za dzieciaka więc tez bym się chętnie udała na taką wycieczkę ;)
OdpowiedzUsuńMa naprawdę dużo, praktycznie każdy wątek w książkach Montgomery i każde miejsce ma swoje korzenie w rzeczywistości :) Pozdrawiam serdecznie!
Usuń