Co dziś zrobiłabym inaczej?

 


Mieszkam w Nowej Zelandii już ponad dwa lata i choć dwa lata niekoniecznie muszą być przełomowe, dla mnie były. A już z pewnością wystarczyły, by popełnić tysiąc błędów.

Dziś porozmawiamy o tym, co zrobiłabym inaczej, gdybym jeszcze raz miała przeprowadzić się do Nowej Zelandii. Potraktuję to pytanie jako pomoc dla osób, które planują przeprowadzkę do nowego kraju, by rozpocząć wielką przygodę życia.

 Za pomysł serdecznie dziękuję czytelniczce bloga – Magdzie.

 

Moja sytuacja

Nie przyjechałam do Nowej Zelandii, by zacząć nowe życie, a na miesiąc zwiedzania. Covid wziął mnie z zaskoczenia i od tamtej pory wszystkie moje decyzje były krótkoterminowe – bo w czerwcu mają wznowić loty, bo w listopadzie wygasa mi wiza, bo w lutym już naprawdę pora jechać do domu.

Z tego względu wydzieliłabym mój czas w Kiwilandzie na trzy etapy, które przyszły naturalnie i w swoim czasie.

1.     Au pair w Auckland – minimalne obowiązki, jedzenie podstawione pod nos, a w pracy zabawa lalkami

2.     Backpackerka – włóczenie się po kraju, pilnując tylko żeby mieć co jeść następnego dnia

3.     Emigrantka – wynajmowanie mieszkania i praca na pełen etat z kiwi u boku

Czyli dzieciństwo, młodość i dorosłość, żeby tak polecieć elegancką metaforą.

No dobra, ale coś bym pewnie zmieniła, prawda?

 

Ludzie jako kapitalne źródło informacji

Jako au pair nie miałam zbyt wielu znajomych. Po pierwsze, au pair ogólnie nie mają zbyt wielu możliwości poznawania nowych osób, po drugie – mój początek pracy zbiegł się w czasie z lockdownem. Nie przeszkadzało mi to szczególnie, bo spędziłam ten czas pisząc Styczniową.

Ale – gdybym znała wtedy więcej backpackerów, wcześniej dowiedziałabym się o zapomogach dla osób w mojej sytuacji - do końca roku covidowego rząd wydawał bony i płacił za zakwaterowanie osób na wizie turystycznej, co odkryłam w ostatnim miesiącu tego festiwalu rozdawania pieniędzy. Typowa Mika.

Dowiedziałabym się, że nie jestem sama.

Dowiedziałabym się, jak łatwo o wizę SSE, o którą finalnie zaaplikowałam w grudniu tego samego roku. Znalazłam ją już wcześniej na stronie urzędu, ale warunki wydawały mi się nie do spełnienia.

Jako backpackerzy wykształciliśmy w ciągu ostatnich dwóch lat ciasną siatkę kontaktów – i choć dołączyłam do niej późno, to całego bloga nie starczyłoby by opisać, ile mi ona dała.

Ludzie to wiedza, jakiej nie dadzą książki i internet.

 

Praca au pair

Zasiedziałam się jako au pair zdecydowanie za długo! U pierwszej rodziny było mi bardzo dobrze, ale z drugą szły kwasy. W tym czasie moja pierwsza kiwi mama mówiła mi, że to nie miejsce dla mnie i że nie powinnam u nich pracować. Może w głębi duszy wiedziałam, że ma rację, ale generalnie uznałam, że muszę się tylko starać bardziej, no i potrzebowałam kasy. Więc starałam się ze wszystkich sił.

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – kasa przydała się ogromnie, gdy przyszło aplikować o wizę, a ja doszłam do wniosku, że pora zrobić sobie przerwę od niańczenia cudzych dzieci.

Przerwę taką najlepiej permanentną.

Nauczyłam się przy okazji, że czasem nie warto zaciskać zębów i męczyć się, gdy wszystkie głosy na niebie i ziemi mówią mi, że jestem w nieodpowiednim dla mnie miejscu.

Trzeba wiedzieć, kiedy pora ruszyć dalej.

 

Środek szybkiej ewakuacji

Kocham autostop. Zjechałam tak ładnych parę krajów i także w Nowej Zelandii nigdy nie mogłam narzekać. Ale autostop jest dobry krótkoterminowo, gdy jestem w kraju na chwilę i za cały bagaż mam jeden lekki plecaczek.

Jako backpackerka na wizie sezonowej, jeździłam po całym kraju za pracą, a bagażu przybywało z każdym miesiącem. Przez parę miesięcy polegałam na wspomnianej wyżej siatce backpackerów. W dniu wyjazdu na czereśnie znalazłam podwózkę przypadkiem, rozpytując w hostelowej kuchni. Na jabłka jechałam z chłopakami poznanymi na czereśniach. Wszystko dało się zorganizować przy odrobinie cierpliwości i szczęścia.

Ale własny samochód – jaka to była wolność! Nie dość, że nie musiałam już trzy razy myśleć nad kupnem każdego przedmiotu to mogłam nawet, fanfary, jechać do sklepu, gdy tylko tego potrzebowałam.

Gdyby nie samochód, ominęłoby mnie tysiąc możliwości. W czasie sezonu kiwi spędziłam parę tygodni na zwolnieniu lekarskim – zjechałam pół wyspy północnej. Po sezonie miałam raczej dość ludzi, więc podróżowałam sama. Gdy pod koniec dnia lądowałam pośrodku niczego, spałam w samochodzie.

Samochód zastępował mi dom, którego nie miałam. Dawał mi poczucie, że cokolwiek złego by się nie działo, ja zawsze mogę wsiąść za kółko i odjechać.

 

Na zakończenie

Życie w nowym kraju jest cholernie trudne. Pobyt w Nowej Zelandii nauczył mnie, że mogę podróżować w pojedynkę i dam sobie radę, cokolwiek by się nie działo, ale bezwarunkowo muszę mieć jedno: bezpieczeństwo.

I nie mówię tu o pieprzu gazowym w plecaku na spacery nocną porą.

Muszę mieć stabilizację: kasę na nieprzewidziane wydatki, samochód albo inny środek szybkiej ewakuacji, a przede wszystkim muszę mieć w życiu ludzi, do których mogę zwrócić się do pomoc.

Mimo krzykliwego tytułu posta obawiam się, że tak naprawdę nie żałuję niczego w moim pobycie w Nowej Zelandii. Każde doświadczenie nauczyło mnie czegoś, co wykorzystałam później. Każda decyzja miała konsekwencje, których zwykle się nie spodziewałam.

Ale wszystkie razem sprawiły, że jestem tu, gdzie jestem, jako Mika – dziewczyna, na której mogę polegać. I to jest dla mnie najważniejsza nauka płynąca z podróżowania.

 

A o czym wy chcielibyście przeczytać w kolejnym poście?


2 komentarze:

  1. Faktycznie Miko - garść świetnych wskazówek. Może napisz w następnym poście o procesie wydawniczym? Ja pracuję nad tomikiem wierszy. Pozdrawiam serdecznie :-) .

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie czyta się Twoje posty, są lekkie i pochłaniają cała uwagę, nawet w starym, rozklekotanym tramwaju. Pozwalasz czytelnikowi uczestniczyć, na krótką chwilę, w Twoich przygodach :)
    Ciekawi mnie Twoje kkilka "must see" dla osób udających się na około miesiąc :) Gdzie zacząć podróż i w którą stronę uderzyć najpierw, północ czy południe ? :)
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

zBLOGowani.pl