Ilu ludzi trzeba mieć na własność, żeby być szczęśliwym?



Ostatni poranek w Las Palmas spędziłam sama, kręcąc się po hostelu i żegnając się miejscem, które było moim domem przez ostatnich trzydzieści dni. I wiecie co? Najbardziej na świecie żal mi było nie plaży, deptaku przy oceanie, starego miasta pełnego ślicznych budynków, wolontariuszy, którzy byli mi jak rodzina.

Najbardziej na świecie żal mi było kubka do kawy.

Wybrałam go sobie spośród obtłuczonych naczyń i słoików zaraz pierwszego dnia: był blaszany, szerszy jak wyższy i rączka zawsze mu się nagrzewała za mocno.

Żegnałam się z nim tego ranka ze smutkiem i zastanawiałam się, czemu mając cały ziemski dobytek w jednym, niewielkim plecaku wciąż tak przywiązuję się do przedmiotów?

Czy każdy człowiek jest sroką, która ponad wszystko kocha swoje świecidełka?

Całe życie chciałam mieć łódź, dopóki nie spotkałam dwóch Greczynek, które w dwugodzinnym wykładzie uświadomiły mi, jak bardzo jest to nieopłacalne, męczące, złe i tragiczne w każdym aspekcie istnienia.
Nadal chcę mieć łódź.


Spełnione Marzenia zaklęte w wibrator

W podróżach poznałam ludzi, którzy mieli wszystko. Poznałam ludzi, którzy mieli dwupiętrowy apartament w centrum Amsterdamu, Sex Shop w Portugalii, najnowszą Teslę importowaną ze Stanów czy bar pośrodku niczego.

Nie trzeba było Sherlocka by odkryć, że liczba posiadanych przedmiotów nie wpływa jakoś szczególnie na szczęście właścicieli. Bogaci byli smutni, biedni byli smutni, i ze szczęściem było tak samo, jakby wyrastało dziko gdzieś na marginesie życia.

A jednak pewna korelacja była.

Dwupiętrowy apartament w Amsterdamie był ucieczką od bólu po zakończeniu długiego związku i ponownym odkryciem wolności.

Bar pośrodku niczego – miejscem spotkań przyjaciół.

Najnowsza Tesla – hobby pięćdziesięciolatka, którego rodzice nie mieli pieniędzy na zbędne zabawki.

A Sex Shop? Sex Shop był pomysłem na biznes rodzinny! A rodzeństwo, które go prowadziło, było ze sobą blisko, aż miło patrzeć.

A więc przedmioty same z siebie szczęścia nie dają. Co innego, gdy są to Spełnione Marzenia zaklęte w wibrator czy też kluczyki od samochodu. Wtedy, o panie, wtedy rzeczywiście mogą przynieść szczęście.

Niektóre, jak wibrator, nawet wielokrotne ;)
 
Jest prawdą powszechnie znaną, że lody w ciepły dzień i szczęście to prawie to samo.

Kwestia kubka do kawy

Każdy z nas ma takie przedmioty. Nieważne, ile bibelotów czy ozdóbek przynosimy z każdej wizyty w IKEA i ile nietrafionych prezentów mamy poupychanych po szafkach, to są tylko rzeczy bez duszy.

A ile posiadamy Przedmiotów-Mrzonek, Wielkich Marzeń i Słodkich Snów?

Gdy podróżuję, plecak robi mi za cały dom miesiącami. Większość mojego ziemskiego dobytku stanowią wspomnienia, przyjaźnie i marzenia – i kocham to. Choć nie posiadam wiele... to posiadam wiele.

A jednak gdziekolwiek zatrzymuję się na dłużej, znajduję sobie kubek do kawy. 

W Niemczech miałam gwizdnięty ze stołówki kubek uczelniany, w Bydgoszczy biały w kwiatki, na Ibizie – pożyczoną z restauracji filiżankę z bohomazem (dzięki, Wero!).

Kto wie, może to sprzedawcy, wpychając nam do gardła reklamy we wszystkich formach, wyhodowali w nas miłość do rzeczy martwych. Powtarzając codziennie tysiąc razy, że POTRZEBUJEMY pokrowców na noski butów, a życie bez nowej szpatułki z IKEA jest bezcelowe, sprawili, że im uwierzyliśmy.

Ja myślę, że mamy to w sobie od zawsze. Wieczna tułaczka źle robi na życie, a kolekcjonując świecidełka mamy powód, by zostać gdzieś na dłużej.
 
Lody na Ibizie - milion pięćset sto dziewięćset.
Popołudnie spędzone w dobrym towarzystwie - dwa miliony!

Ile ludzi można mieć na własność?

Sprawa jest prosta, póki jesteśmy młodzi. O tym, czy jesteśmy fajni, decyduje liczba karteczek w segregatorze, gier w telefonie i sukienek dla Barbie.

Sytuacja komplikuje się, gdy dorastamy.

Wśród dorosłych z pewnością najwyżej ceni się posiadanie czegoś innego. Mieć człowieka na własność – o, to dopiero przyjemność!

Najpierw trzeba mieć chłopaka, potem męża, a do tego najlepiej dwójkę dzieci, kota i psa. Gdy mamy już dużo stworzeń, wtedy wreszcie możemy zatrzymać się i zastanowić, czemu w pytaniu „mieć czy być” my wybraliśmy tę pierwszą odpowiedź.

Definiować się przez posiadanie jest łatwo. „Maria Kowalska, żona cudownego męża i matka dwójki równie cudownych dzieci”. Zasłona dymna, którą można rozwiesić tak skutecznie, że udaje nam się nabrać samych siebie.
 
Dzisiejszy post sponsoruje moja miłość do lodów i łodzi.

Tylko kim tak naprawdę jest Maria?

Czy Maria ma życie poza posiadaniem innych ludzi?

Czy czytanie fantastyki mniej Marię definiuje niż posiadanie człowieka?

Oczywiście, że tak.

Posiadanie człowieka na własność to wielki sukces, a znalezienie człowieka, którego chcemy mieć na własność można przyrównać do wygranej w loterii. Poza fartem w grę wchodzi jeszcze wysiłek emocjonalny i czasowy, bo by oswoić drugą osobę tak, by przywiązać ją do siebie, potrzebujemy miesięcy czy lat.

Nic dziwnego, że informujemy świat, że jesteśmy w posiadaniu ludzi – w ten sposób pokazujemy, że dopisało nam szczęście.

Co posiadać?

Ludzie posiadają różne rzeczy – Sex Shopy, kubki do kawy, ludzi, kolekcje butów, wspomnienia z podróży. A mimo to nie różnimy się wcale od siebie – wszyscy jesteśmy jak sroki i musimy mieć coś swojego.

Jedno, co nam zostaje, to wybór świecidełka.



5 komentarzy:

  1. Nie porównałabym ludzi do świecidełek, bo tak naprawdę nie można mieć innego człowieka na własność. Można z nim być, ale to zupełnie inna historia ;))
    Z wszelakich podróży zwożę namiętnie przyprawy, naczynia i magnesy, a jak się uda to jakieś świecidełko, prawdziwa ze mnie sroka ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja wszędzie kupuję książki na własność. Tylko ludzie wolni są naprawdę szczęśliwi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ludzi na własność, troszkę dziwne sformułowanie, jak dla mnie!
    Twoje podróże są ciekawe, pełne wrażeń i refleksji.
    Pozdrawiam cieplutko i zapraszam na bloga, jest nowy post:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedź brzmi: żadnego. :D

    Ludzie zbierają różne bibeloty, zagracają mieszkania, a potem boją się to wszystko zostawić. Już dawno postawiłam na niezbędny minimalizm. Dobrze, że o tym piszesz, brakuje rozsądku w sieci, za to jest wiele komercji.

    Drugi wątek też poruszyłaś niczego sobie. Kiedyś pisałam, że kobiety nie należy rozpatrywać przez liczbę dziatek.
    Pewnego dnia usłyszałam, że ja w ogóle nie jestem kobietą, bo nie planuję się rozmnożyć. To słabe określenie wpuściłam jednym uchem, a wypuściłam drugim. Kobieta, która to o mnie powiedziała, wartościuje swoje życie przez liczbę dzieci i wnucząt. Mnie to nie interesuje.

    Ja np. kolekcjonuje spełnione marzenia. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Warto mieć człowieka, ale nie da się mieć człowieka na właśnosć. Każdy z nas jest osobnym bytem. I nawet dziecko nie jest tak do końca nasze - ono jest przede wszytkim sobą ze swoimi marzeniami, strachami i celami.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

zBLOGowani.pl