Zostać pisarzem to bułka
z masłem: przelewasz na papier dwieście stron myślotoku, coś tam naściemniasz w
koncówce i wysyłasz do wydawcy. Cyk-cyk, umowa, druk, przelew na konto i możesz
resztę życia spędzić popijając pinacoladę w Tajlandii za tantiemy z książek. No
nie?
Nie?
No dobra, to zacznijmy
jeszcze raz. Opowiem, jak to szło u mnie… ku przestrodze początkujących
twórców.
Jak się zabrać do
pisania?
Moje pisanie nie miało
początku. Od małego pochłaniałam książki i składałam własne, a wymyślonych
przyjaciół miałam więcej niż prawdziwych. W gimnazjum postanowiłam zobaczyłam,
ile lat miała Flavia Bujor, gdy wydali jej książkę, i świat stał się moją
ostrygą. Postanowiłam być sławna i napisać powieść.
Napisałam.
Nie wyszła za dobrze.
Kolejne lata spędziłam
wykorzystując wolny czas na pisanie – opowiadań, fanfiction, powieści. Ale nawet
jako początkujący twórca, czytając swoje wypociny, dostrzegałam niewielki
dysonans między nimi a moimi ulubionymi autorami. Poprosiłam internety o pomoc.
Internety zaczęły mi
szeptać na uszko wiedzę, i tę wiedzę lały przez kolejne lata: zacznij od
opowiadań, daj swoje teksty komuś do sprawdzenia, „Jak pisać” Kinga, konkursy
literackie, „Doskonalenie dobrego scenariusza” Seger, wykłady Sandersona na youtube,
eseje Palahniuka, biografie pisarzy, którym latami nic nie wychodziło, a potem
jednak wyszło, więc nie ma co podwijać ogona. Jak miałam znaleźć kogoś, kto
chciałby poprawiać moje opowiadania? Forum. Łaziłam po kilku, w jednym
zamieszkałam na dłużej.
Po co pisać opowiadania?
Jeśli czytaliście moje
wcześniejsze posty, to wiecie, że jestem związana z forum fantastyka.pl.
Pierwsze opowiadanie wrzuciłam tam w 2016 – zostało przeorane, rozłożone na
czynniki pierwsze, zmiażdżone i przemielone na okruszki. Do tej pory mam PTSD.
Oczywiście, oni wszyscy
się mylili, czepiali się bez powodu i w ogóle nie zrozumieli opowiadania.
Kręciłam głową i czytałam z niedowierzaniem kolejne komentarze. Ale żeby tak
wszyscy się mylili? Wszyscy?
No dobrze, może to jednak
nie oni. Może to jednak ja. Może.
Polecono mi zapoznać się
z funkcją beta-czytania, czyli proszenia innych użytkowników o pomoc w
poprawieniu gotowego tekstu i skomentowanie jego jakości – wyłapania dziur
logicznych, dłużyzn, płaskich bohaterów itd.
I właśnie dlatego
najlepiej jest uczyć się pisać na opowiadaniach: bo komu, kuźwa, chciałoby się
czytać dwieście stron kulawej, kiepskawej historii? W opowiadaniu wszystkie
byki widać tak samo, przeczytać je można do śniadania i jeszcze przed południem
zdruzgotać serce i duszę twórcy.
W przerwach od pisania gapiłam się przed siebie i zastanawiałam, co ja, do ciężkiej cholery, robię ze swoim życiem |
Jak nauczyć się redakcji
i korekty?
Beta-czytanie to
wolontariat (jak większa część wszystkiego, co powiązane ze Sztuką. Lekarzami
to my nie jesteśmy). By wyzyskiwać pozyskiwać kolejnych czytelników,
trzeba też dać coś od siebie. Od lat na zasadzie wzajemności pomagam innym
twórcom tak, jak oni pomagają mnie. Wyłapując cudze błędy i nielogiczności,
nabierałam powoli wiedzy, która pozwalała mi lepiej pisać swoje opowiadania.
Zaczęłam współpracować z magazynami, gdzie zobaczyłam jak wygląda profesjonalna
praca redaktorów i korekty.
Z kiepskich opowiadań
można dużo się nauczyć, a ja tę wiedzę chłonęłam jak gąbka.
Jak zadebiutować?
No i co zrobić z gotowym,
wyszlifowanym opowiadaniem?
Podobno wydawcy nie lubią
nonejmów. Podobno, gdy pokaże się wydawcy literackie CV, nasze szanse
wzrastają. Ja chciałam zobaczyć własną książkę w rękach. Łapałam się wszystkich
szans.
Przez lata pisałam
opowiadania na konkursy, przegrywając jeden za drugim, a odrzucone opowiadania
słałam od jednego magazynu literackiego do drugiego, kończąc na miniaturowych
e-zinach, których nikt poza autorami i ich przyjaciółmi nie czyta. Niektóre z
moich opowiadań były odrzucane po kilka czy kilkanaście razy. Nie szkodzi. Rozmawiałam
z innymi początkującymi twórcami, wiedziałam, że nie można się poddawać. To, co
dla jednego jest śmieciem, dla innego będzie skarbem.
Przełom nastąpił gdzieś
koło 2019/2020, czyli po czterech latach solidnego pisania. Zostałam przyjęta
przez Nową Fantastykę, największy polski magazyn fantastyczny, przegrywałam
tylko dziewięć na dziesięć konkursów, kilka razy pojawiłam się na podium. Po
latach obrywania nagle pojawili się ludzie, którzy chwalili moje teksty.
Po latach pisania i pierwszych sukcesach również zastanawiałam się, co ja, do ciężkiej cholery, robię ze swoim życiem |
Wydawanie w Polsce
Napisałam powieść. Jak Bozia
internet przykazał: pisałam o tym, co znałam (wioska na Mazurach), trzyaktowa
konstrukcja wyuczona z książek o scenariuszach, z potencjałem marketingowym:
demony słowiańskie (to było niedługo po wyjściu Wiedźmina trójki). Szlifowałam
ją z pomocą kilku znajomych i po roku rozesłałam w świat. Odzew był
mikroskopijny. W końcu znalazło się malutkie wydawnictwo, z którym podpisałam
umowę.
To był początek 2019 roku.
Świętowałam.
Po roku świętowałam już
trochę mniej, bo zaczęłam rozmawiać z innymi autorami z tego wydawnictwa, i okazało
się, że jest kiepsko. Niewypłacalność mnie nie ruszała, bo i tak nie planowałam
zarabiać na książkach przez pierwszych parę lat, ale brak promocji martwił mnie
okropnie, bo ja tych książek nie pisałam sobie a muzom. Ja chciałam bawić
ludzi. Wzruszać ich. Zabierać na przygody. Wiecie, o co chodzi.
Napisałam jeszcze dwie
powieści, żeby domknąć serię (jak każdy początkujący autor zaczęłam skromnie,
od epickiej trylogii fantasy), a potem jeszcze jedną – na konkurs. Konkurs
oczywiście przewaliłam, ale wydawnictwo odezwało się, że książka im się
spodobała i biorą mimo to.
To był koniec 2019 roku. Świętowałam.
Pół roku później
Wydawnictwo 2 pomogło mi rozwiązać umowę z pierwszym wydawcą, za co będę im
zawsze wdzięczna, a następnie podpisaliśmy umowę.
To był początek 2020 roku.
Świętowałam.
Pod koniec roku zaczęły
się problemy. Nie będę się rozpisywać, ale po dziesięciu miesiącach
przerzucania się mailami osiwiałam ze stresu i frustracji. To był trzeci rok
rozmów z wydawcami i piąty rok mojej szalonej kariery: wiedziałam już, jak
wygląda porządna redakcja, współpracowałam ze świetnymi redaktorami, chciałam
dla mojej książki tego, co najlepsze.
W połowie 2021 roku
poprosiłam wydawcę o rozwiązanie umowy.
Książkowy debiut
W międzyczasie nie
siedziałam na czterech literach – w zeszłym roku napisałam dwie kolejne powieści
i znalazłam wydawcę na jedną z nich. Dobry, duży wydawca. Świetne opinie od
współpracowników. Fantastyczna promocja.
To był koniec 2020 roku.
Świętowałam, ale już
jakby trochę słabiej.
Ten rok mnie pokonał. Nie
chciałam już pisać. W roku, w którym wyszedł wreszcie numer Nowej Fantastyki
z moim opowiadaniem, wyszły dwie papierowe antologie, na koncie pojawiły się
pierwsze pieniądze „z pisania”, odechciało mi się wszystkiego. Czekałam.
No i jest.
Moja pierwsza książka
wychodzi w styczniu. Ma piękną okładkę, świetną redakcję i póki co piękne
perspektywy promocji. Czekałam, aż coś się sypnie i się nie doczekałam.
Daleka od tej beztroskiej
radości z 2019, przeciwnie, boję się jak wszyscy diabli. To już trzeci rok, jak
mówię, że moja książka wychodzi w przyszłym roku ;) Ale tym razem mam datę
premiery i informację, że książka jest już wysłana do druku. Tym razem to się
dzieje naprawdę.
W styczniu 2022 roku
zabiorę Was do Nowej Zelandii.
Naprawdę 💓
Świetny post Miko. Ja piszę od niepamiętnych czasów, a swoje opowiadania i fragmenty poezji zamieściłem na blogu "Księga Nocy". Wiele tam różności. Pozdrawiam Ciebie serdecznie, z mroźnego i śnieżnego południa Polski :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Pozdrawiam serdecznie <3
UsuńU mnie z debiutem to było tak: https://ekstraktzycia.blogspot.com/2019/01/na-swoja-odpowiedzialnosc-recenzja.html
OdpowiedzUsuńSorry za linkowanie, ale bez sensu przekopiowywać. Napisałam tu o tym co było dalej już po wydaniu książki. Jak recenzentki mnie zjechały, bo oczekiwały romantycznej komedii, a dostały od wydawnictwa fantastykę, której nie trawią, więc się zemściły. Ogólnie nie miałam żadnej reklamy, książka jednak jak pojawiła się w księgarniach, tak zeszła i nie było zwrotów. Ale nie było też domówień i prasa z moim tytułem stanęła.
Z ciekawością przeczytałam twój wpis. Bardzo mi przykro, że tak wyszło - fatalne nieporozumienie. Pozostaje nam się nie poddawać i pisać dalej, aż przyjdzie nasz moment :) Pozdrawiam cię serdecznie <3
UsuńPo prostu trzeba z kontynuacją książki pójść do innego wydawnictwa. ;)
UsuńTak - i unikać vanity publishing jak ognia. Oni zawsze znajdą sposób, żeby wytychtać płacącego w cztery litery.
Usuń