Niedawno przeprowadzano badania na temat
wpływu smutnej muzyki na osoby chorujące na depresję.
Myślicie, że ich przygnębiała? Wręcz
przeciwnie, czuły się pocieszone, że ktoś jeszcze na świecie czuje dokładnie
to, co oni. Ta świadomość wsparcia sprawia cuda. Nie mam książki, która
wywróciłaby mi życie do góry nogami, ale są takie, które wspierały mnie, gdy
było mi źle na duszy.
W zeszłym tygodniu zaczęłam listę ośmiu najważniejszych książek mojego życia – dzisiaj pierwsze cztery miejsca.
4. Sylvia Plath – Ariel
Nie czytam poezji, nie lubię poezji, nie znam
się na poezji, a mimo to wstawiam tomik wierszy tuż pod samym podium. Brawo,
Kamila, dobra robota.
Nie na darmo Sylvia Plath jest nazywana
Matką Boską Depresyjnych Nastolatek (przez nikogo oprócz mnie, prawdopodobnie).
Plath była prototypem emo w czasach, gdy nikt jeszcze nie słyszał o skośnych
grzywkach farbowanych na zielono. Pierwsza Alternatywka i Królowa Samobójców.
Plath przeprowadziła na sobie trzy próby
samobójcze (ostatnią, w wieku lat trzydziestu, z sukcesem). W przerwach od
umierania pisała o umieraniu (a to niespodzianka), a że dziewczyna była
niegłupia – Amerykanka, która dostała się do Cambridge na stypendium – to i jej
utwory zwalają z nóg. Spojrzenie Plath na śmierć jest, nawet po tylu latach,
nowe, świeże, brutalnie mocne i szczegółowe, trafiające nie tylko do
nastoletnich alternatywek, ale też do każdego, komu bywało w życiu ciężko.
A komu z nas nie bywało?
Twórczość Plath, choć zupełnie różnej ode
mnie charakterem, jest dla mnie od lat inspiracją. Alternatywna wersja Sylvii
została bohaterką w moim opowiadaniu „Artyście śmierć się wybacza”, które ma
wyjść w tym roku w magazynie Nowa Fantastyka.
A tutaj możecie rzucić okiem na „Kobietę Łazarz” – polecam, umieranie na oczach nazistów i dramatyczne wracanie do życia
zawsze na propsie, a to co ta kobieta wyczynia ze słowami - to przechodzi moje pojęcie.
3. Zabić drozda – Harper Lee
No, to jak już odechce wam się żyć na
amen, to trzeba sięgnąć po książkę, która przywraca chęć do życia i wiarę w
ludzkość. I tu na scenę wchodzi Atticus Lincoln, pierwszy ojciec literatury,
doskonałość zamknięta w ludzkiej formie.
„Zabić drozda” jest jak sznurek koralików,
które, choć ładne w pojedynkę, po nawinięciu na nitkę zaczynają naprawdę
błyszczeć. Każda scena niesie w sobie przesłanie, a splecione razem tworzą imponujący
widok. Lee pokazuje nam brzydki i niesprawiedliwy świat (i choć dotyka przede
wszystkim problem rasizmu, to polski czytelnik odczyta tę brzydotę i
niesprawiedliwość w swoim własnym kontekście), a następnie daje do ręki
instruktaż, jak ze złem tego świata walczyć.
No bo trzeba, wiecie. Trzeba być dobrym, a
z takim ojcem jak Atticus wydaje się to nawet proste.
2. Gift of
Wings – Mary Rubio
Biografia. Tak,
w spisie książek życia umieszczam biografię. Jeśli przy zbiorze wierszy nie
przewróciliście oczami, teraz już to zrobicie. Kto normalny umieszcza biografię
w spisie ukochanych książek?
Gift of Wings
przybyło do mnie z odległych, amerykańskich internetów, zamówione za całe sto
złotych (cóż to był za majątek dla szesnastolatki!). Jest to biografia Lucy
Maud Montgomery (wiem, wiem, jesteście w szoku – zostańcie ze mną), wysnuta z
jej dzienników, opinii znajomych i niszcząca obrazek, jaki wykreowała sama
pisarka, której się zdarzało subtelnie naginać prawdę.
Gdy po raz pierwszy usiadłam do jej
czytania, rozumiałam tak na oko co drugą stronę. Przy kolejnej lekturze co
drugi akapit. Z czasem doszłam do co drugiego zdania, słowa – a w zeszłe
wakacje czytałam ją tak samo, jakbym czytała książkę po polsku. To Gift of
Wings zawdzięczam progres w nauce angielskiego, który jest miłością mojego
życia – bo stało się dla mnie wieloletnią motywacją, by uczyć się jeszcze
trochę, trochę więcej.
Gift of Wings
zapewniło mi coś jeszcze – motywację do pisania. Niewielu pisarzy odnosi sukces
za pierwszym podejściem (choć, co zabawne, w moim spisie pojawia się aż trzech
autorów, którzy swoją pierwszą i jedyną książką odnieśli ogromny sukces) (jeślibyście
się zastanawiali, to nie uznaję istnienia Idź, postaw wartownika), a dla
wielu z nas pisanie jest pasją, która dopiero po latach zaczyna przynosić
efekty. Montgomery pisała od dziecka, w czasie nauki wstawała o piątej rano w
przeraźliwie zimnym domu, w czasie pracy – skrobała teksty po linijce między
odbieraniem telefonów. A jednak jej pierwsza książka ukazała się, gdy kobieta
skończyła trzydzieści sześć lat.
Także wiecie, kochani koledzy-pisarze. Do
roboty, bo za darmo to tylko wpierdol.
1. Buszujący w zbożu – J. D. Salinger
Mój król i nie mógł być żaden inny.
Ja tę książkę molestowałam tyle razy, że recytuję
jej kawałki z pamięci. Po „Buszującego w zbożu” sięgam za każdym razem, gdy
buntuję się przeciwko żałosności tego świata, jego niesprawiedliwości,
przeciwko podłym ludziom i wszystkiemu temu, na co nie mam wpływu.
Sięgam po nią, gdy rozsadza mnie złość, bo
wiem, że Holden zrozumie. Bo on też ma ich wszystkich dość, żałosnych pozerów,
zakłamanych dorosłych i swojej bezsilności. A że ja się buntuję tak samo, gdy
mam szesnaście lat, dwadzieścia i dwadzieścia pięć, to książka wciąż rezonuje
ze mną tak samo. Nie wykluczam, że z czasem będę się buntować trochę mniej, bo
podobno na starość konformizm szybciej krąży w żyłach.
No i Salinger napisał tę książkę tak, że zgrzytam
zębami z zazdrości za każdym razem, gdy ją czytam. Oj, udała się chłopakowi.
Honorowe wzmianki za najlepsze książki
ubiegłego roku dostają Horyzont Małeckiego i Czarne słońce
Żulczyka, bo jedną i drugą rozkoszowałam się wręcz nieprzyzwoicie. Nie mogę się
już doczekać, aż je trochę zapomnę, by móc po nie sięgnąć ponownie, tym razem bez gnania na łeb na szyję, by dowiedzieć się, co będzie dalej.
A jaka książka zmieniła wasze życie?
Czekam na wasze odpowiedzi!
Nie znam żadnej z tych książek, ale mam w planach poznać Zabić drozda. 😊
OdpowiedzUsuńKiedy miałam depresję, lubiłam słuchać smutnych nut, bo sprawiały, że jakoś udawało mi się utrzymać poziom, rozumiesz – nie spaść niżej. W tamtych czasach muzyka odgrywała rolę terapeuty. Książki też, dlatego nad doborem tytułów myślałam trochę dłużej. Jednak nie wybierałam książek obyczajowych, których historia miała wesprzeć na duchu. Wolałam fantastykę, która powodowała wyrwanie się z realizmu cierpień i nieradzenia sobie.
OdpowiedzUsuńNie lubię czytać poezji, ale za to sama dużo piszę wierszy. ;)
Zabić Drozda mam w planach :-) Tymczasem taką samą milościa jak Ty darzę Buszującego w zbożu - rewelacyjna pozycja, która pokochałam od pierwszego przeczytania :-)
OdpowiedzUsuńI znów - zupełnie nie moje książki, nie czytałam ich. ALe kiedyś może się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńTo bardzo ciekawe, że smutna muzyka pociesza ludzi...
OdpowiedzUsuńAż mi ciarki przeszły, gdy zobaczyłam pierwsze miejsce i mam ochotę przeczytać jeszcze raz, tym razem w oryginale...
OdpowiedzUsuń"Don't ever tell anybody anything. If you do, you start missing everybody" zawsze pozostanie moim ulubionym cytatem..