
Do Nowej Zelandii przyjechałam w
lutym na miesiąc, żeby zaaplikować o wizę do Australii. Po miesiącu miałam
dumnie wrócić i rozpocząć moją wielką australijską przygodę.
Wtedy przyszedł covid i zamknięcie
granic, a mój bilet anulowano.
No to zostałam, a z miesiąca zrobił
się rok!
Napisany na szybko wpis “Dziewczyna sama w podróży” stał się jednym z nieoczekiwanych przebojów tego bloga
(czytelnicy to interesujące stworzenia!), więc z okazji pewnego wyjątkowego
wydarzenia (o tym zaraz) postanowiłam wypuścić edycję nowozelandzką.
Jeśli jesteście ciekawe, jak możecie
wyjechać do Nowej Zelandii, jak znaleźć tu pracę i czy poradzicie sobie w
pojedynkę w obcym kraju – zapraszam.
“Ale Kamila, ja nie mogę tak po
prostu polecieć do Nowej Zelandii, na pewno potrzebuję jakiejś wizy!”
To prawda.
Moja sytuacja wizowa jest absolutnie
wyjątkowa i nie do powtórzenia. Do Nowej Zelandii przyjechałam jako turystka. W
marcu, gdy dotarła do nas epidemia, rząd w zasadzie z dnia na dzień zamknął
granice... i przedłużył nasze wizy do września. W Polsce biznesy padały jeden
za drugim, o locie do Australii mogłam zapomnieć, rządowa akcja #lotdodomu do
Nowej Zelandii nie dotarła... A rodzina, u której wtedy robiłam workaway, czyli wolontariat w zamian za wyżywienie i zakwaterowanie,
zaproponowała mi pracę jako au pair.
W połowie sierpnia postanowiłam
zaaplikować o visitor visa na następne pół roku, co wiązało się z opłatą
wizową ($270), dostarczeniem prześwietlenia klatki piersiowej ($120) i
zapewnieniem, że mam dostateczne dochody ($1000 za każdy miesiąc, jaki chcę tu
spędzić). Visitor visa można uzyskać na maksymalnie 12 miesięcy.
Nim zdążyłam osiwieć ze zmartwienia,
dwa dni temu Nowa Zelandia ogłosiła, że przedłuża nam wszystkim wizy o pięć
miesięcy.
Otwierajcie ze mną szampana.
Ale co z wami?
Jakie opcje mają osoby, przebywające
poza Nową Zelandią? Dopóki znów nie otworzą granic, żadnych. Gdy jednak granice
zostaną znów otwarte, możecie zaaplikować o wizę work and holiday, którą
otrzymać jest raczej trudno (100 miejsc rocznie, rozchodzą się w ciągu minuty;
opcja tylko dla osób przed trzydziestką). Jeśli uda się wam ją otrzymać,
gratulacje, dostaliście od losu wyjątkową szansę na rok w najpiękniejszym
miejscu na ziemi. Nie spierdolcie tego.
Co zrobić, jeśli nie uda wam się
otrzymać tej wizy?
·
przylecieć
na trzy miesiące po pokryciu opłaty NZeTA ($12) oraz podatku turystycznego
($35)
·
zaaplikować
o visitor visa i pracować w zamian za wyżywienie i zakwaterowanie, znaleźć
pracę płacącą cash in hand lub odłożyć na podróż przed przyjazdem
·
zaaplikować
o work and holiday do Australii (jest dużo łatwiej, 2000 miejsc rocznie,
limit jak dotąd nigdy nie osiągnięty) i odwiedzić Nową Zelandię w międzyczasie.
O pracy w Australii piszę tutaj.

“Ale Kamila, co jak nie znajdę
pracy?”
Tak jak każdy wysoko rozwinięty
kraj, Nowa Zelandia oferuje szerokie spektrum prac dla imigrantów, do których
nie chcą zniżyć się jej mieszkańcy.
Work and holiday jest wyjątkowo popularne na
zachodzie Europy (Holendrzy czy Niemcy nie mają żadnych limitów, wizę otrzymuje
każdy, kto o nią zaaplikuje – co za niesprawiedliwość!). Standardową praktyką
jest, że ci młodzi imigranci pracują kilka miesięcy, następnie podróżują do
spłukania i wtedy łapią kolejną pracę.
A potem przedłużają wizę o kolejny
rok, bo nie mogą się rozstać z tym krajem.
Minimalna stawka w Nowej Zelandii to
19 dolarów za godzinę. Pieniądze szybko przychodzą (i równie szybko
znikają).
Młodzi podróżnicy najczęściej są
zatrudniani jako:
·
au
pair/live-in nanny
– nianie mieszkające z rodziną. Zakwaterowanie i wyżywienie są odejmowane od
wypłaty, więc zarabiają nieco mniej, ale też wszystko, co zarobią, idzie do ich
kieszeni. Praca lekka i przyjemna, jeśli lubicie dzieci. O pracy au pair w
Nowej Zelandii poczytacie tutaj.
·
Zbiory
owoców - ciężka fizycznie praca, ale szybki zarobek i możliwość poznania
mnóstwa podróżników (istnieją specjalne hostele dla pracowników fizycznych,
pełne młodych obcokrajowców).
·
Turystyka
– stoki narciarskie, bary, restauracje, hostele. Zatrzęsienie możliwości.
![]() |
Dolna połowa zdjęcia to lustrzane odbicie w absolutnie gładkiej tafli jeziora. |
“Kamila, ale co będzie, jak nikogo
nie poznam?!”
Poznasz. Poznasz tyle osób, że
będziesz zapominać ich imiona. Poznasz przyjaciół na jeden dzień i na całe
życie, jeśli szukasz faceta/dziewczyny to będziesz przebierać jak dzik w
szyszkach.
W marcu, tuż przed wybuchem
epidemii, w kraju przebywało 300 000 osób na wizie work and holiday. To
wiele jak na kraj, w którym mieszka więcej owiec niż Nowozelandczyków.
(Jeśli chcecie teraz sprawdzić
populację NZ, to jest to 5 milionów, czyli dwa razy mniej niż w Czechach).
Cała południowa wyspa opiera się na turystyce. Wszyscy są strasznie przyjacielscy - będą cię zagadywać i chętnie pomogą. Inni wizowicze są tak samo samotni i wystraszeni jak ty, więc z wdzięcznością przyjmą wyciągniętą rękę i chętnie się zaprzyjaźnią. Moją obecną psiapsi poznałam jeszcze w Auckland – była au pair w domu, do którego przyjechałam w marcu. Ponieważ obecnie jest nas w kraju garstka, wciąż utrzymujemy kontakt z osobami, które poznałyśmy w drodze i czasem się widujemy. Jest fajnie.
Jeśli wciąż się niepokoicie, napisałam bardzo konkretny poradnik z linkami do stron i sposobami na poznawanie nowych ludzi w podróży - działają w 100%!

“Ale Kamila, po co mam to sobie
robić?”
Po co wybrać zamiast domu mieć
plecak, zamiast planu – przygodę? Moim zdaniem wolność absolutna jest
doskonałym rzeźbiarzem charakteru. Mówiąc wprost, gdy codziennie musimy
podejmować decyzje, co robić, gdzie pracować, gdzie spać, uczymy się o sobie –
o tym, co lubimy i czego w życiu chcemy. Żałuję, że nie przyjechałam tu po
liceum, zamiast pchać się na studia bez żadnego pojęcia, co chcę w życiu robić.
Pewnie teraz byłabym magistrem jakiejś innej dziedziny.
No i trzeba jeszcze zaznaczyć, że ta
nauka jest okraszona najpiękniejszymi widokami i wesołym towarzystwem i
pozostanie w twojej pamięci jako najbardziej epicki rok twojego życia.
Obiecuję.
Ponieważ w Nowej Zelandii zostaję
jeszcze pięć miesięcy, planuję jeszcze parę wpisów o podróżowaniu. Jeśli nie chcecie
nic przegapić, koniecznie polubcie mnie na fejsie. Buziaki i do usłyszenia!
Nie dość, że nie mieszczę się w grupę wiekowej, to jeszcze oszczędzić na podróż nie mam szans.
OdpowiedzUsuńPoza tym nie chcę już nigdy więcej w życiu być nianią.
p.s. Zdjęcia takie pokazujesz, że nie da się nie zakochać w tym miejscu.
p.p.s. Po Szwajcarii na razie zostaję w Polsce, a w przyszłości być może północ.
Ale Szwajcaria też jest super! Alpy przypominają mi Nową Zelandię :) Super, że zdjecia się podobają i dziękuję tysiąckroć, że towarzyszysz mi w mojej podróży <3
UsuńFantastyczne miejsce w którym z pewnością można się zakochać. Widoki wspaniałe
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia z tymi granicami... Ja bym się chyba zapłakała A Ty potrafiłaś to super wykorzystać!
OdpowiedzUsuńJa bym się na pewno na to nie porwała, bo wiem, jak chcę, by wyglądało moje życie. Ale podziwiam cię dziewczyno :)
OdpowiedzUsuńNowa Zelandia to turystyczne marzenie :D
OdpowiedzUsuńJa ostatnio trafiłam na eksport na białoruś dokumenty i zastanawiam się nad złożeniem odpowiednich wniosków do CCRW. Uważam, że warto eksportować towary na wschód. Polskie firmy mają tam duże szanse na rozwój.
OdpowiedzUsuń