Jak się żyje w Hiszpanii? Ceny, imprezy, ciekawostki


wyspy kanaryjskie

Hiszpania to fajne miejsce do życia, uważa się w Polsce. Ciepło i ładnie. Tylko czy tyle wystarczy, żeby w danym kraju dobrze się mieszkało?
W Hiszpanii spędziłam kilka miesięcy: 2,5 miesiąca w Andaluzji, na południu Hiszpanii, miesiąc na Wyspach Kanaryjskich i 3 miesiące na Ibizie, gdzie pracowałam jako animatorka. Moja znajomość Hiszpanii jest powierzchowna: myślę, że potrzeba lat, by wiedzieć, jak się żyje w danym miejscu, a brak znajomości hiszpańskiego stanowił często barierę nie do przebicia – Hiszpanie nie słyną z dobrej znajomości angielskiego.
No i zastanówmy się wspólnie – od czego zależy, czy miejsce jest dobre do życia, czy nie?

Palmy zamiast jarzębiny

Hiszpania jest piekielnie pięknym krajem. Takim serio, pocztówkowo pięknym. Takim, że idziesz byle którą uliczką starego miasta i usta składają ci się do „wow”. W Hiszpanii po obu stronach drogi rosną palmy, a nie drzewka jarzębiny jak w Polsce. I nie ma nic złego w jarzębinie, też jest ładna, ale jak człowiek patrzy na nią przez dwadzieścia czy trzydzieści lat, to taka zamiana na palmę jest szalenie przyjemna.
W Kadyksie budynki były złote, bo stawiano je z kamienia wyciąganego z oceanu. Na Ibizie woda jest turkusowa, na Kanarach zachwycają skały wulkaniczne i wydmy, które widać na zdjęciach w tym wpisie.
Gdybym miała polecić Polakowi, który nigdy w życiu nie był za granicą, jedną wycieczkę za granicę, to poleciłabym właśnie Hiszpanię (choć nie Barcelonę czy Madryt, bo to są miasta, które kocha się albo nienawidzi. Złotego miasteczka z palmami i radosnymi mieszkańcami na południu Hiszpanii nie znienawidzisz.)
Komuś, kto dorastał w szarości, potrzeba lat, by nasycić oczy urodą tego świata.
Jeden z moich towarzyszów podróży powiedział mi kiedyś: „mogę się martwić, siedząc w moim szarym, deszczowym mieście, a mogę się też martwić na plaży – tylko wtedy jakoś mi lżej”. Naukowcy udowodnili, że istnieje związek między ilością światła, jaką dostarczamy naszemu ciału, a zachorowaniem na depresję.



Codzienne życie w Hiszpanii

Hiszpania jest krajem pogrążonym w kryzysie i od lat odradza się ją jako miejsce emigracji. Praca jest, owszem, w dużych miastach – jeśli znacie hiszpański – i w turystyce. Poza tym, szczególnie na południu, panuje spore bezrobocie, a młodzi Hiszpanie pracują na taśmie ramię w ramię z Polakami.
Ceny wynajmu mieszkań są wysokie, a sytuacja pogorszyła się jeszcze w ostatnich paru latach za sprawą AirBnB. Turyści płacą więcej niż studenci, więc nikomu nie opłaca się wynajmować mieszkań na dłużej. Źle dzieje się wszędzie tam, gdzie kwitnie turystyka – a więc w miastach takich jak Barcelona czy na wyspach. 

Na Ibizie ceny zaczynają się od 800 euro za miesiąc i ten, kto ma pracę z zakwaterowaniem uważany jest za prawdziwego szczęściarza.
Jedzenie kosztuje podobnie jak w Polsce, istnieje sporo marketów, Lidle, SuperSol, Dia – nie odczułam większej różnicy w wydatkach. Natomiast fajnym urozmaiceniem zakupów są targi (mercados) w centrum miasta, w których kupuje się świeże jedzenie. 

W Kadyksie starałam się zaglądać na Mercado Central przynajmniej raz w tygodniu, bo w pierwszym tygodniu mojego pobytu zachorowałam niespodziewanie na miłość do pimientos de padron (uczucie wciąż trwa, aktualnie w fazie rozpaczy i tęsknoty).
Wskazówka dla tych, którzy wybierają się do Kadyksu: na Mercado Central możecie kupić warzywa, ale stanowiska z gotową żywnością mają ceny okropnie zawyżone. Po resztę wskazówek zapraszam do przewodnika po Kadyksie.


Jacy są Hiszpanie?

Choć na Kanarach i Ibizie miałam do czynienia przede wszystkim z obcokrajowcami, mogę wam powiedzieć słowo lub dwa (tu następuje esej na pięćset znaków) na temat mieszkańców południa Hiszpanii – i to odkreślenie jest tutaj ważne, bo ludzie północy mają inny charakter.
Południowcy dość dokładnie popadają w stereotyp Hiszpana znany w Polsce – są głośni, wiecznie radośni, uśmiechają się bez przerwy, gadają dużo i szybko. Jeśli chcecie podłapać choć trochę hiszpańskiego, unikajcie południa jak ognia, bo do tej pory jestem przekonana, że Andaluzyjczycy nie wymawiają co drugiej sylaby.
Poza tym nie mają problemu z sąsiedzkim zagadywaniem, nawet jeśli nigdy w życiu cię nie widzieli, i niewiele potrzeba, by zaczęli traktować cię jak dobrego znajomego. Jedna z wolontariuszek w Kadyksie wychodziła zapalić na próg hostelu co kilka godzin: niemal codziennie wracała z jakąś anegdotką o ludziach, którzy ją zaczepiali.
Hiszpanie są wiecznie spóźnieni. Prawda. W Hiszpanii nauczyłam się wprowadzać w stan głębokiego spokoju za każdym razem, gdy musiałam umówić się z kimś na konkretną godzinę, bo inaczej kończyłoby się to tragicznie.



Hiszpanie lubią się dobrze bawić

Imprezy w Hiszpanii zaczynają się dużo później niż w Polsce – przed północą nie ma co wychodzić z domu. To samo zaskakiwało mnie w czasie, gdy studiowałam w Portugalii. Hiszpanie wychodzą na miasto późno, bo późno jedzą kolację. Tę znów jedzą późno, bo czekają, aż się ochłodzi.

Z tego samego powodu w godzinach największego upału (najczęściej 15-18) wszystkie sklepy są zamknięte, mimo że w tych pięknych czasach mamy klimatyzację i inne udogodnienia.
Hiszpanie są przywiązani do tradycji – szczególnie, gdy chodzi o pracę i odpoczynek. Tak jak Grecy, cenią sobie czas wolny.
W Hiszpanii dużo się dzieje, a jej mieszkańcy korzystają z okazji, by z piwem wyjść na ulice i zaszaleć w tłumie. Na południu mamy największy w Hiszpanii karnawał, który trwa aż tydzień (przyznam, że mnie pozostawił trochę straumatyzowaną – do małego miasteczka zjechało półtora miliona gości, a impreza trwała nieprzerwanie całymi dniami i nocami).

O pozostałych imprezach z pewnością zrobię kiedyś oddzielny wpis, bo jest ich naprawdę dużo.

A najważniejsze...

Jest też czynnik, o którym ciężko nie wspomnieć, a który uważam za najważniejszy przy decydowaniu, czy dane miejsce jest dobre do życia, czy nie – znajomi i rodzina. Hiszpanie są zabawni, inni obcokrajowcy sprawią, że nigdy nie poczujesz się samotnie, bo będą przeżywać to samo, co ty – a i tak nic nie zastąpi regularnych wizyt u przyjaciół, którzy znają cię od podszewki i rodziny na wyciągnięcie ręki.
Warto, wśród niekończących się zachwytów nad tym, jaka Hiszpania jest ładna i fajna, nie zapomnieć, że prędzej czy później uderzy nas fala tęsknoty za domem.
Najlepiej iść wtedy do pobliskiego mercado i wrócić z siatką zieloniutkich pimientos. I kochać życie takim, jakim jest – dokładnie tak, jak robią to Hiszpanie.

Jeśli chcecie być na bieżąco z wpisami na blogu, zostawcie lajka na STRONIE NA FACEBOOKU. Poza tym małe ogłoszenia parafialne: najwięcej czasu zajmuje mi zawsze znalezienie tematu na wpis, dlatego jeśli jest coś, o czym chcielibyście poczytać - dajcie mi znać!



4 komentarze:

  1. Zgadzam się, że życie w miejscu gdzie jest dużo słońca jest przyjemne i daje więcej energii. Jednak rodzina i przyjaciele są najważniejsi! Bez nich nawet najpiękniejsze miejsce będzie puste i smutne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pozostaje nic innego jak zabierać całą rodzinę za granicę ;)

      Usuń
  2. Hiszpania to moje marzenie❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tymi palmami i jarzębiną... w drugą stronę pewnie też to działa .Oglądanie palm kiedyś też się nudzi :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

zBLOGowani.pl